niedziela, 18 listopada 2007

20/11-05/12/2007 Annapurna Circuit Trek

BAHUNDANDA (dzień 1): Nie wiem, czy nie porwaliśmy się z motyką na księżyc, a właściwie na Himalaje - bo po pierwszym dniu łażenia umieramy... A jesteśmy dopiero na wysokości 1300 :) Pomimo zmęczenia, nie możemy oderwać oczu od widoków, ludzi, wszystkiego!


TAL (dzień 2): Osiołki! Cały dzień mijaliśmy osiołki. Na początku głaskaliśmy je, cieszyliśmy się, że za nami idą, pstrykaliśmy foty... Pod koniec dnia: "Złaź ośle z drogi!" Przegrywają w konkurencji z misiami panda, ale i tak są świetne :)



TIMANG, THANKCHOWK (dzień 3): Po osiołkach przyszedł czas na małpy. Miejscowi odstraszają je kamieniami, bo kradną warzywa, a my pstrykamy foty dzikim bestiom :) Pstrykamy też foty naszej "małpce" rozśmieszającej miejscowe dzieciaki!



LOWER PISANG (dzień 5): Idziemy i idziemy; tlenu coraz mniej i mniej; w około coraz chłodniej i chłodniej, a właściwie zimniej i mroźniej (dziś mijaliśmy zamarznięty wodospad!); Dal Bhat (tutejszy najpopularniejszy posiłek) coraz droższy i droższy... Do naszego celu (5416 m.n.p.m.) zostało nam jeszcze ...2200 metrów wspinania!!! Idziemy!



MANANG (dzień 7): Zgodnie z zaleceniami zostajemy tutaj jeden dzień, żeby się "zaaklimatyzować", czy coś... Co by było przyjemniej "zaznajomiliśmy" się z miejscowymi, przy szklaneczce, a nawet trzech "Rakshi" (tutejszy wysokoprocentowy trunek). W końcu trochę cieplej! :) Ale nie na tyle ciepło, żeby nie dokończyć wieczoru przy buteleczce jabłkowego brandy!



HIGH CAMP (dzień 9): Ostatni postój, przed "zaliczeniem" najwyższej przełęczy Świata! Po prostu siedzimy i gapimy się na Himalaje :)



THORUNG PASS (dzień 10): Wstaliśmy wcześniej niż słońce i wdarliśmy się na przełęcz Thorung La (5416 m.n.p.m.). Nie bolało tak bardzo, jak myśleliśmy, że będzie! Postaliśmy, popstrykaliśmy foty i ...w dół :) Cieplej, taniej, więcej tlenu ...cudownie!



JOMSOM (dzień 11): Jak dotąd przeszliśmy około 140km. Jeszcze tylko jakieś 70 i po treku!



TATOPANI (dzień 13): Po 12 dniach w słońcu pogoda potraktowała nas dziś chmurami i deszczem! Ucieszył się bardzo mój spalony słońcem nos :) Reszta ciała też nie narzeka -wymoczyła się w gorących źródłach!



NAYAPUL (dzień 15): Po 15 dniach łażenia i 210 km - szczęśliwi jak nigdy - wsiedliśmy (po nepalsku) na dach autobusu i mkniemy do Pokhary. Choć było super - himalajskich trekkingów mamy dość na najbliższe kilka lat :)



Brak komentarzy: