poniedziałek, 5 listopada 2007

24/10/2007 Xi'an


Xi'an ma fajne mury obronne. Spędziliśmy na nich wczoraj pół dnia, pokonując pieszo kilka kilometrów. A dzisiaj byliśmy na najgorszej wycieczce w naszym życiu. Pół dnia jeżdżenia po sklepach z pamiątkami, żeby w końcu dojechać do Terakotowej Armii! O tym, że była najgorsza zadecydowała też pani przewodnik. Traktowała nas jak pięcioletnie, niedorozwinięte dzieci, mówiąc kiedy sikać, przeprowadzając testy wiadomości, itp. Po jakimś czasie mięliśmy ją daleko gdzieś, więc staraliśmy się jej unikać i poszwędać się na własną rękę. Okazało się, że uraziliśmy ją tym śmiertelnie. To pierwsza Chinka, która bez zastanowienia zastrzelilibyśmy! Ale miałam o celu wycieczki, a nie... Terakotowa Armia: totalnie przereklamowane miejsce, gdzie turysta przepycha się z kolejnym, żeby pstryknąć fotę! I tyle! :) To może coś jeszcze o Xi'an... Oprócz fajnych murów mają tu "uliczne KFC", czyli pyszny kawałek kurczaka, w pysznej panierce (jak ta z KFC), nabite jak szaszłyk. Jesteśmy w nałogu! Poza tym "uliczne KFC" było dziś jak lekarstwo - super złagodziło nasze bojowe nastawienie, po całym dniu z tą straszną dziewczyną!
P.S. Targowanie. W Chinach się nie targuje - tutaj uczestniczy się w obowiązkowym rytuale negocjowania ceny. Na pytanie z ust "białego": "Ile coś kosztuje?" - w odpowiedzi pada zawsze zawrotna cena. Właściwa jest wynikiem podzielenia tej zawrotnej przez 10 i przez kolejne 10 - przy chińskiej tandecie; przy rzeczach normalnych: jest zazwyczaj połową ceny. No i zaczynamy licytację, która trwa kilka minut. Sprzedawca podaje swoją cenę, my nie akceptujemy. Cena spada o 20%. My dalej "na nie" i wtedy do naszych rąk wędruje kalkulator i wklepujemy naszą cenę. Sprzedawca zawodzi, ze za mało! My niechętnie podbijamy, sprzedawca niechętnie spuszcza. W końcu dziękujemy, mówimy, że "to i tak za dużo" i udajemy, że wychodzimy. Wtedy obolały i jęczący, w dodatku z krzywą miną - zgadza się na naszą cenę. Pomimo całego rytuału, zazwyczaj i tak przepłacamy :) Z tym zastrzeżeniem, że dla nas to "małe pieniądze", a dla nich pewnie dzienne utrzymanie...



Brak komentarzy: